dzik. Ósma trzydzieści? Niemożliwe. Na kamiennej podłodze werandy kładły się długie cienie - zapowiedź nadchodzącej nocy. Pewnie zasnęła po tych kilku drinkach wypitych z Kelly

żeby zawładnął nią strach, nie mogła pozwolić, żeby ogarnęła ją panika, bo to groziło szaleństwem. Czyż nie zapewniała doktor Wade, że potrafi stawić czoło światu? - Jesteś pewna? - zapytała ją terapeutka podczas ostatniej sesji. Drobna kobieta z krótko przyciętymi rudymi włosami nie potrafiła ukryć wątpliwości. - Mogę cię z kimś skontaktować. Mam znajomych lekarzy, którzy chętnie się tobą zajmą. Pozwól, że dam ci kilka telefonów. - Poradzę sobie. Myślę, że już najwyższa pora samodzielnie zająć się własnym życiem - zapewniała Caitlyn. Doktor Wade bezskutecznie próbowała zwalczyć sceptycyzm. W końcu wręczyła Caitlyn kartkę z kilkoma nazwiskami. - Wszyscy od czasu do czasu potrzebujemy wsparcia - powiedziała. - Nawet my, psychiatrzy. - Może powinnam zająć się psychologią, rzucić robienie grafiki i projektowanie stron internetowych - mruknęła wtedy Caitlyn. Tamtą listę zaraz zgubiła. Szkoda, teraz przydałby się jej jeden z tych lekarzy od głowy. Myślami powędrowała znów do wydarzeń poprzedniej nocy. Jak to się stało, że nic sobie nie może przypomnieć? Skąd ta dziura w pamięci? Co takiego zrobiła? Gdzie, do diabła, jest Kelly? Nawet jeśli nie ma jej w mieście, musiała przecież zadzwonić do domu, żeby sprawdzić wiadomości... Dlaczego nie oddzwoniła? Bo nie chce z tobą rozmawiać. Przyjmij to do wiadomości, dobrze? Twoja siostra cię unika. Uważasz, że niesłusznie? Dzwonisz zawsze, gdy masz problem, kolejny kryzys, nowe tarapaty. Głos zdawał się dochodzić z każdego kąta łazienki. Nie rozumiesz? Ma dość słuchania o twoich kłopotach, dość ciągłego wspierania cię, po prostu ma cię dość! Nie, to nie tak. Kelly była jej siostrą; były bliźniętami jednojajowymi. Były sobie bliższe niż ktokolwiek inny. Kelly widocznie miała dużo pracy... Zlana potem, nie zwracając uwagi na szalone bicie serca, Caitlyn ochlapała twarz zimną wodą. - Opanuj się - powiedziała do swojego odbicia, osuszając policzki i czoło ręcznikiem. - Weź się w garść, i to już! Nie możesz się załamać. Z garażu dochodziło zawodzenie i skrobanie Oskara. - Już idę - powiedziała, rzucając ręcznik, zrobiła głęboki wdech i skierowała się ku drzwiom. Potrzebowała pomocy. Koniecznie. Zanim straci grunt pod nogami. Otworzyła drzwi garażu, do domu wpadł Oskar i zaczął kręcić młynka. - No dobrze już, dobrze, pójdziemy na spacer, chcesz? - Pies szczekał, nieprzytomnie szczęśliwy, i wirował w szalonym tańcu. - Uspokój się na chwilę. - Zmierzwiła mu sierść na grzbiecie. - Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. Możesz mi pomóc. Pośpieszyła na górę do gabinetu, a Oskar podreptał za nią. Włączyła komputer, odnalazła numer telefonu do doktor Rebeki Wade i szybko wykręciła go z rozpaczliwą, ale niewielką nadzieją, że terapeutka już wróciła. Albo zostawiła numer kontaktowy. Albo informację, do jakiego psychiatry mogą zwrócić się jej pacjenci. Ręce zaczęły jej się pocić, gdy usłyszała sygnał w słuchawce. Bądź w domu, modliła się po cichu, ale zaraz bezosobowy głos z taśmy poinformował ją, że abonent zmienił numer i nie podał nowego.

pomagali?
na przykład... w poniedziałek. Wypróbujemy
temu. Komputer natychmiast dopasował cechy uzębienia
mohito sukienki w paski

sobą nawzajem. Ciepło wewnętrznej strony ud, pieszczota językiem w

się do pracy. Muszę zadzwonić, zanim wyjdę, a potem... Och, potem...
– Ta budka. Gdzie jest?
pierwszy umierał ze strachu o Olivię. Nie pozwoli, żeby coś jej się stało. Nie pozwoli.

- O co ci właściwie chodzi? - zapytał. - Nie

– Dobranoc, suko – szepnął napastnik.
– O to ci chodzi? – W myślach gorączkowo odtwarzała nieliczne aluzje, które ostatnio
jest kogoś zranić, krzywdząc jego najbliższych, i ta świadomość jeszcze potęgowała
kurs IOD